Gdy nadszedł dzień wyjazdu, forma Amelki była zdecydowanie lepsza. Zapakowaliśmy walizki i wyruszyliśmy w drogę. Podczas podróży warunki atmosferyczne nie były najlepsze. Ciągły deszcz i mocny wiatr podczas jazdy nocą szybko powodowały zmęczenie. Mimo wszystko dojechaliśmy bezpiecznie na miejsce.
Szybkie zakwaterowanie, wypełnienie dokumentów i przedoperacyjne rozmowy z lekarzami wypełniły cały dzień przyjazdu. Błogi sen po podróży szybko przybliżał Amelkę do operacji.
Tym razem Amelka dostała podwójną dawkę syropku uspokajającego i bez płaczu spokojnie dotarła na sale przedoperacyjną, gdzie przejął ją zespół anestezjologów.
Operacja trwała ponad 3 godziny i przebiegła bez komplikacji.
Amelka gdy otwarła oczy była bardzo rozdrażniona i obolała, jej oczka cały czas pokrywały się łzami.
Nie mogła sobie znaleźć miejsca w łóżeczku, na szczęście ukojenie znalazła w ramionach rodziców i swoim wózeczku gdzie udało jej się w końcu zasnąć.
Kolejny dzień już był trochę lepszy, cały czas podawane środki przeciwbólowe sprawiały że choć na chwile dziecko mogło zapomnieć o bólu i się pobawić z starszym bratem.
Następnego poranka nadszedł czas na pierwszą zmianę opatrunku. W końcu spod bandaży wyłoniły się wszystkie dziesięć paluszków, jeszcze zakrwawione i opuchnięte ale każdy paluszek osobno.
Dla pewności Amelka przeliczyła wszystkie po kolei i z zadowoleniem pobiegła się bawić.
Po śniadaniu wybraliśmy się na krótki spacer, tak się spodobało Amelce że nie chciała wracać z powrotem. Niestety siostra twardo nakazała wracać z powrotem.
Każdy kolejny dzień był coraz lepszy, szybko dziecko zapomniało że ją coś boli i tylko wieczorem gdy przychodziła pora kąpieli i snu wyrażała swoje niezadowolenie z przeszkadzających opatrunków.
W ciągu dnia czas upływał na zabawie i spacerach, towarzystwa dotrzymywał jej starszy brat Szymon i Julia, dziewczynka z polski która dzieliła pokoik z Amelką.
Niestety po kilku dniach wirus powrócił, Amelka zaczęła wymiotować, później Julia, a po dniu także Szymon. Na szczęście wszystko szybko minęło tylko apetyt zmniejszył się drastycznie.
Po tygodniu było już na tyle dobrze że Amelka mogła opuścić szpital i spokojnie z resztą rodziny w przyszpitalnym pensjonacie czekać na zdjęcie szwów.
Pogoda zmieniła się diametralnie, gdy przyjechaliśmy było zimno, chłodno i z każdym kolejnym dniem robiło się coraz cieplej aż zrobiło się gorąco i duszno.
Amelka momentalnie robiła się cała mokra i spocona, niezbyt jej pasował ten upał bo było jej gorąco w rączki w tych opatrunkach.
Nadszedł dzień ściągnięcia szwów. O dziwo wszystko poszło nadzwyczaj dobrze, Amelka dostała podwójną dawkę środka usypiającego i bez problemu pojechała na sale operacyjną. Wszystko sprawnie poszło i już przed południem Amelka wesoło spacerowała jak gdyby niby nic.
Wieczorem wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. W połowie Niemiec mieliśmy bardzo poważną awarie samochodu i dzięki pomocy Polaków dotarliśmy na najbliższy parking. Pozostało nam czekać całą noc na lawetę. Nasza podróż znacznie się wydłużyła i w temperaturze 38 stopni była wręcz nie do zniesienia ale udało się dotrzeć po dwóch dniach bezpiecznie do domu. Nasza Amelka bardzo ciężko zniosła całą podroż, wymiotowała całą drogę a po powrocie znalazła się w szpitalu, gdzie spędziła prawie tydzień.